niedziela, 19 kwietnia 2015

Uśmiech! Nowy blog :)

Oto link
Kocham Cię bardziej niż Ross swojego pluszowego misia

Kochani! Uśmiech!

Ogłaszam wszerz i wzdłuż, że powracam na Bloggera! Z bardziej nastawioną energią do życia i oczywiście do pisania!
Otóż przez te dwa długie miesiące byłam pochłonięta i odseparowana od życia społecznego, bo przecież ktoś musi dobrze napisać egzamin gimbazjalny.
Obiecuję Wam, że powróciłam na stałe i biorę się już dziś (jestem wystarczająco nauczona na testy) za pisanie kolejnego rozdziału. Nadrabiam też zaległości w czytaniu blogów.
Dziękuję Wam za wsparcie oraz motywację, żebym wreszcie ruszyła swój tłusty tyłek i napisała rozdział. Dotąd nie mogę uwierzyć, że tak bardzo spodobała się Wam moja historia.


Więc uśmiech :)

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział drugi część pierwsza






- Przepraszam Cię, ale ta Walentynka nie jest dla ciebie. - powiedział z wyraźnym przerażeniem na twarzy wysoki brunet. Jak on śmiał tak sądzić?!
- Ona była w mojej szafce! - zdenerwowałam się. - Na pewno została wysłana do mnie.
- Posłuchaj. - złapał się za głowę. - Ona miała trafić do Julie. Tylko przez przypadek pomyliłem szafki.
Gdy usłyszałam do kogo ma trafić ta kartka to prawie rozdarłam swój podręcznik do historii.
Julie Winslet jest największą diwą w moim liceum. Miała tylu chłopaków, że na palcach bym ich na pewno nie zliczyła. Wydaje mi się, że ma nawet alfabetyczny spis treści z chłopakami, którymi była najwyżej przez dwa tygodnie. Nie wiadomo, dlaczego ta głupia płeć przeciwna tak na nią leci? Może to przez te jej paskudne blond włosy albo to, że zawsze chodzi w wyzywających ciuchach. W ogóle jak można się podrywać taką paskudną jędzę?!
- Wy faceci to tylko na biust oraz dupę patrzycie. Bo dla Was nie liczy się charakter, a goła baba! Ty wredna surykatko! - wrzasnęłam na niego. Po czym na pięcie się odwróciłam i zamierzałam pójść pod salę historyczną. Gdy chłopak nieoczekiwanie złapał mnie za rękę, po czym sprawił, że popatrzyłam mu w oczy.
- No, dobra Marano! Wygrałaś! - krzyknął mi w twarz. - I co teraz? Rozpowiesz wszystkim, że chciałem wysłać Walentynkę Julie? - wyszeptał mi do ucha. Zaczęłam się go trochę bać, ponieważ chłopak chwycił mnie mocno za nadgarstki. Jego paznokcie wbijały się w moją skórę tak bardzo, że po niedługim czasie poczułam jak spływa mi krew. Czerwona ciecz powoli leciała z moich ran. Brunet przygwoździł mnie do szafek przez co uniemożliwił mi zrobienie jakichkolwiek ruchów. Licealiści nie zwracali na nas szczególnej uwagi, ponieważ myśleli, że jesteśmy zwyczajną parką, która szykuję się do pocałunków. Do tego chłopak zakrył moje ramię tak, że nie było widać cieknącego z niego krwi.
Zaczęłam się trząść ze strachu. Nikt nigdy nie podniósł na mnie ręki, a ni nie skrzywdził.
- Co Marano? - wyszeptał mi do ucha. - Język ci się w gębie zaplątał. - uśmiechnął się łobuzerko.
- A może tak zamiast Julie, ty zostaniesz moją Walentynką?
- Nigdy! - wrzasnęłam mu do ucha.
- Pożałujesz tego. - wbił bardziej swoje paznokcie w moje nadgarstki. Po moim policzku popłynęła pojedyncza łza. Oczy stały się czerwone. Płakałam, bo się go bałam oraz z powodu bólu jaki mi zadawał. Czułam, że moje ręce drętwieją, a ze mnie ulatuję cała energia.
- Hej! Co ty jej robisz? - powiedział pewien blondyn, który uważnie przyglądał się chłopakowi.
- Po prostu flirtuję z moją dziewczyną. - wrzasnął. - Nie zabronisz mi tego.
- Masz rację, ale nie mogę ci pozwolić na to, żebyś krzywdził ją. - pokazał na podłogę, na którą spadło kilka kropel krwi. - Prawdziwi faceci tak się nie zachowują. - mówił ze spokojem. - Ty jesteś po prostu świńską dupą.
Brunet w końcu wypuścił mnie z ucisku. Zaczęłam rozmasowywać moje nadgarstki oraz sprawdzałam rany jakie mi zadał. Na szczęście nie były poważne. Jakby ktoś mnie zapytał to mogłam się wytłumaczyć, że kot mnie podrapał.
Natomiast mój dręczyciel chciał zrobić krzywdę temu blondynowi. Na szczęście nauczyciele zareagowali.
- Noah, co się stało? - spytał się nauczyciel angielskiego.
- Nie, panie profesorze. - uśmiechnął się, przy czym zerkał na mnie. - Po prostu gadam z kumpel. - klepnął blondyna w plecy.
Korzystając z nieuwagi wszystkich szybko się zmyłam z miejsca zdarzenia. Nie miałam najmniejszego ochoty znowu stanąć twarzą twarz z Noahem.




Przepraszam, że taki krótki rozdział, ale cały weekend mam zawalony nauką  -.-








czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział pierwszy


Zbudziłam się bardzo wcześnie. Od paru dni nie mogę normalnie spać, a sama nie wiem dlaczego. Prawdopodobnie to zmieniającą się ciągle pogodę. Raz padał deszcz, na drugi dzień świeciło słońce. Jednak wczesne wstawanie nie ma żadnego wpływu na moje samopoczucie. Wręcz stwierdzam, że od kilku dni byłam w dobrym humorze.
Dzisiaj wypada czternasty lutego czyli, Dzień Zakochanych. To jest jedyny dzień w roku, w którym jak widzę zakochane parki trzymające się za ręce, całujących się po kryjomu w szatni, te wszystkie czerwone serduszka, wierszyki, czekoladki oraz róże...to chce mi się wymiotować. Po prostu tego nienawidzę. Chociaż czekoladę to bym zjadła. I to dużo. Kupię sobie później w spożywczym, gdy będę wracała do domu.
Dzisiaj miało być słonecznie. To się sprawdziło, gdy rozsunęłam żaluzje.
Świat za oknem wyglądał przepięknie. Chmury w kolorach jasnego różu oraz obfitej pomarańczy leniwie przesuwały się po niebie. Słońce budziło się do życia. Ptaki radośnie śpiewały. Całe miasto powoli się budziło.
Weszłam do kuchni. Miałam ochotę na coś słodkiego. Chwyciłam mój ulubiony świąteczny kubek w renifery i wlałam do niego zimnego mleka. Wzięłam porządny łyk. Uwielbiałam ten smak. Po chwili ukroiłam sobie spory kawałek chleba i posmarowałam grubo nutellą. Nie obchodziło mnie, że przytyję. Ta kanapka sprawiała, że byłam szczęśliwa, bo jako jedyna w pełni mnie rozumiała. A ja nie mogłabym jej zawieść nie zjadając jej.
Gdy kierowałam się do mojego pokoju, ukradkiem zajrzałam do Vanessy.
Spała tak słodko, że miałam ochotę zrobić zdjęcie. I to właśnie uczyniłam. Będę miała na nią haczyk. W sumie już kolejny, bo mam jeszcze kilka asów w rękawie.
Po skonsumowanym śniadaniu, zaczęłam przeszukiwać szafę. Postanowiłam iść do szkoły w jasnoniebieskich spodniach z materiału z gumką oraz białą bluzę z czarnym napisem NYC. Włosy zamierzałam wyprostować i zrobić sobie delikatny makijaż.
Gdy weszłam do łazienki zastałam tam potworną bestię, czyli mojego Tygrysa. Tygrys to mój trzyletni kocurek, którego znalazłam na jednej wycieczce z klasą. Był wtedy taki malutki, ledwo widział coś na swoje słodziutkie paczadełka. Razem z przyjaciółką karmiłyśmy go mlekiem ze strzykawki. Gdy wróciłam z podróży, miałam oddać do schroniska, ale rodzice stwierdzili, że dzięki opiece nad zwierzątkiem stałam się bardziej odpowiedzialna, więc mogłam zatrzymać kota. Nazwałam go Tygrys ze względu na jego instynkt łowiecki oraz pręgi, które posiadają prawdziwe tygryski.
- Stary, zejdź z mojej kosmetyczki. - poprosiłam go. Ani nie drgnął tylko popatrzył na mnie swoimi niebieskimi ślepkami. W końcu wzięłam go na ręce i wygoniłam z toalety. Zauważyłam, że całą kosmetyczkę miałam w futrze futrzaka.


Alice była punktualnie pod moim domem o godzinie siódmej osiemnaście.
Miała na sobie czarną czapkę spod, której wystawały jasnoblond włosy. Była ubrana w jasnoróżową kurtkę, jasnobłękitne rurki oraz czarne vansy. Na plecach wisiał jej plecak typu vintage z biało-czarne paski. Kołysała się na boki w rytm muzyki, którą słuchała przez słuchawki. Ręce trzymała w kieszeni po raz kolejny zapomniała rękawiczek.
Mimo, że było słonecznie, panował lekki chłodek. Doświadczyłam tego, gdy wyszłam z domu w bluzie. Dostałam ochrzaniające spojrzenie od przyjaciółki, które mówiło, żebym wróciła po porządną kurtkę. Bez słowa sprzeciwu poszłam się przebrać.
Nasza droga do szkoły minęła w cudownej atmosferze. Gadałyśmy ile wlezie o różnych pierdołach. Aż w końcu dotarłyśmy do więzienia. Szybko stałam się w ponurym nastroju.
Weszłam do budynku i już na starcie rzuciły się w oczy czerwone serduszka zwisające z sufitu. Cały korytarz był oklejony plakatami zbliżającego się balu Zakochanych. Widziałam jak kilka osób wrzuca walentynki do szafki swoich ukochanych, kilka par się obściskiwało albo przytulało.
Chciałam, żeby sądziła o mnie tak Alice. Że nienawidzę Walentynek. Choć w rzeczywistości jest całkowicie inaczej. Zazdroszczę tym wszystkim zakochanym nastolatkom. Mają swoją drugą połówkę, która bardzo ich kocha. Sama chciałabym mieć chłopaka, który mówił mi jak bardzo mu się podobam i akceptował wszystkie moje wady oraz dziwactwa.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zadzwonił dzwonek. Dopiero uświadomiła mnie Alice, która wydzierała mi się na ucho oraz nauczyciel wchodzący do klasy.
Na pierwszej lekcji miałam zajęcia techniczne. Było bardzo duże zamieszanie, bo każdy pożyczał od siebie linijki, ekierki itp. Nauczyciel nawet nie zwracał na to uwagi tylko przez całą lekcję zajmował się pisaniem czegoś w swoim laptopie. Gdy zostało kilka minut do dzwonka, zamierzał zebrać prace, ale nikt z klasy nie skończył rysunku do końca. Nic nam nie zrobił tylko powiedział, żebyśmy oddali to w następny piątek.
Na tej przerwie Alice zachowywała się podejrzliwie. Oglądała się na wszystkie strony jakby bała się, że ktoś odkryję jej największy sekret. Po chwili przeprosiła mnie, ale musi pilnie skorzystać z toalety. I w ciągu kilku sekund się ulotniła.
Na drugiej lekcji miałam język francuski. Zazwyczaj uwielbiałam się uczyć czegoś nowego po francusku, ale gdy nasz nauczyciel kazał nam napisać romantyczną historię nie byłam tym za bardzo zachwycona. Poza tym zrobiło mi się niedobrze, gdy jeden chłopak zaczął obmacywać swoją dziewczynę po pośladkach, A najgorsze w tym wszystkim, że ta parka siedziała przede mną.
Moją koleją lekcją było wychowanie fizyczne. Miałyśmy grać w koszykówkę, co prawdopodobnie było jedynym plusem dnia dzisiejszego, gdyby nie fakt, że mamy grać przeciwko dziewczynom z trzeciej klasy, a one są niewiarygodnie wysokie. Nie popisałam się moim trikami, ponieważ co chwila wszyscy się nawzajem nogi podkładali. Mnie niestety też to spotkało.
Na czwartej lekcji miałam matmę przez co całkowicie zapomniałam o wszystkim, bo pisałam mega ważny sprawdzian, który decydował o mojej ocenie na półrocze. Na szczęście wszystkiego się nauczyłam.
W końcu zaczęła się przerwa obiadowa. Mogłam spokojnie się odprężyć od tego wszystkiego słuchając sobie muzyki. Zamierzałam się jeszcze pouczyć historii. Udałam się w tym celu na koniec szkoły, żeby wyciągnąć podręcznik z szafki.
Otworzyłam swoją szafkę i zobaczyłam krwistoczerwoną kopertę.
Przetarłam oczy ze zdziwienia. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś podrzucił mi Walentynkę.
Z trudem otwarłam kopertę, a jak wyciągnęłam kartkę z misiem z napisem ,,I love you” to serce wyskoczyło mi ciała. Otworzyłam kartkę i zaczęłam czytać taki cudny wierszyk:

Chociaż ja się Tobie nie rzucam na szyję, to dla Ciebie przecież serce moje bije. Miłość moja szczera, a myśli gorące - w dowód przesyłam całusów tysiące.


A podpisał się tak:

Bez imienia i nazwiska
Ja Cię
Bardzo mocno ściskam.

Moje serce szybciej zabiło, poczułam motylki w brzuch, a na twarzy pojawił się głupkowaty uśmiech. Nigdy w życiu nie doświadczyłam czegoś takiego.
Teraz zostało mi tylko ustalić, kim jest Mój Cichy Wielbiciel...



Hej :D 
Jak wam się podoba? Piszcie swoje opinie w komentarzach :D
Zakładkę z Bohaterami dodam w tym tygodniu
Dziękuje za komentarze pod prologiem ;)


środa, 18 lutego 2015

Prolog :)

Ona zawsze była nieśmiała. Była normalną szarą myszką w liceum Mariano High School. Jest spokojna, opanowana oraz odpowiedzialna. Zawsze odpowiada bardzo cicho. Natomiast, gdy spędza czas z przyjaciółką jest w pełni sobą, czyli dziewczyną, która uwielbia jednorożce, wrestling, komiksy i filmy Marvela oraz tony niezdrowego żarcia. Przy czym trenuję po szkole coś podobnego do koszykówki.
Nazywa się Laura Marano.


On tak samo jak dziewczyna jest nieśmiały. Ale potrafi zawalczyć o swoje. Jest szalony oraz wysportowany. Nawet niektóre dziewczyny za nim się oglądają. Sprawia wrażenie kogoś silnego psychicznie, a w rzeczywistości jest wrażliwym i dobrym chłopakiem. Uwielbia grać w football. Interesuję się muzyką oraz śpiewaniem. Gdy jest sam lub z przyjacielem robi głupie i dość dziwne rzeczy.
Nazywa się Ross Lynch.

A co się stanie, gdy ta dwójka się spotka?


Hej :)
Jestem nowa :D Mam nadzieję, że wam się spodoba mój blog :D
Piszcie w komentarzach jak własną opinię!