Któż to powiedział, że nie ma na świecie prawdziwej, wiernej i wiecznej miłości?
A niechże wyrwą temu kłamcy jego plugawy język! - Michaił Afanasjewicz Bułhakow.
wtorek, 21 kwietnia 2015
niedziela, 19 kwietnia 2015
Kochani! Uśmiech!
Ogłaszam wszerz i wzdłuż, że powracam na Bloggera! Z bardziej nastawioną energią do życia i oczywiście do pisania!
Otóż przez te dwa długie miesiące byłam pochłonięta i odseparowana od życia społecznego, bo przecież ktoś musi dobrze napisać egzamin gimbazjalny.
Obiecuję Wam, że powróciłam na stałe i biorę się już dziś (jestem wystarczająco nauczona na testy) za pisanie kolejnego rozdziału. Nadrabiam też zaległości w czytaniu blogów.
Dziękuję Wam za wsparcie oraz motywację, żebym wreszcie ruszyła swój tłusty tyłek i napisała rozdział. Dotąd nie mogę uwierzyć, że tak bardzo spodobała się Wam moja historia.
Więc uśmiech :)
Otóż przez te dwa długie miesiące byłam pochłonięta i odseparowana od życia społecznego, bo przecież ktoś musi dobrze napisać egzamin gimbazjalny.
Obiecuję Wam, że powróciłam na stałe i biorę się już dziś (jestem wystarczająco nauczona na testy) za pisanie kolejnego rozdziału. Nadrabiam też zaległości w czytaniu blogów.
Dziękuję Wam za wsparcie oraz motywację, żebym wreszcie ruszyła swój tłusty tyłek i napisała rozdział. Dotąd nie mogę uwierzyć, że tak bardzo spodobała się Wam moja historia.
Więc uśmiech :)
sobota, 21 lutego 2015
Rozdział drugi część pierwsza
- Przepraszam Cię, ale ta
Walentynka nie jest dla ciebie. - powiedział z wyraźnym
przerażeniem na twarzy wysoki brunet. Jak on śmiał tak sądzić?!
- Ona była w mojej szafce! -
zdenerwowałam się. - Na pewno została wysłana do mnie.
- Posłuchaj. - złapał się
za głowę. - Ona miała trafić do Julie. Tylko przez przypadek
pomyliłem szafki.
Gdy usłyszałam do kogo ma
trafić ta kartka to prawie rozdarłam swój podręcznik do historii.
Julie Winslet jest
największą diwą w moim liceum. Miała tylu chłopaków, że na
palcach bym ich na pewno nie zliczyła. Wydaje mi się, że ma
nawet alfabetyczny spis treści z chłopakami, którymi była
najwyżej przez dwa tygodnie. Nie wiadomo, dlaczego ta głupia płeć
przeciwna tak na nią leci? Może to przez te jej paskudne blond
włosy albo to, że zawsze chodzi w wyzywających ciuchach. W ogóle
jak można się podrywać taką paskudną jędzę?!
- Wy faceci to tylko na biust
oraz dupę patrzycie. Bo dla Was nie liczy się charakter, a goła
baba! Ty wredna surykatko! - wrzasnęłam na niego. Po czym na pięcie
się odwróciłam i zamierzałam pójść pod salę historyczną. Gdy
chłopak nieoczekiwanie złapał mnie za rękę, po czym sprawił, że
popatrzyłam mu w oczy.
- No, dobra Marano! Wygrałaś!
- krzyknął mi w twarz. - I co teraz? Rozpowiesz wszystkim, że
chciałem wysłać Walentynkę Julie? - wyszeptał mi do ucha.
Zaczęłam się go trochę bać, ponieważ chłopak chwycił mnie
mocno za nadgarstki. Jego paznokcie wbijały się w moją skórę tak
bardzo, że po niedługim czasie poczułam jak spływa mi krew.
Czerwona ciecz powoli leciała z moich ran. Brunet przygwoździł
mnie do szafek przez co uniemożliwił mi zrobienie jakichkolwiek
ruchów. Licealiści nie zwracali na nas szczególnej uwagi, ponieważ
myśleli, że jesteśmy zwyczajną parką, która szykuję się do
pocałunków. Do tego chłopak zakrył moje ramię tak, że nie było
widać cieknącego z niego krwi.
Zaczęłam się trząść ze
strachu. Nikt nigdy nie podniósł na mnie ręki, a ni nie
skrzywdził.
- Co Marano? - wyszeptał mi
do ucha. - Język ci się w gębie zaplątał. - uśmiechnął się
łobuzerko.
- A może tak zamiast Julie,
ty zostaniesz moją Walentynką?
- Nigdy! - wrzasnęłam mu do
ucha.
- Pożałujesz tego. - wbił
bardziej swoje paznokcie w moje nadgarstki. Po moim policzku
popłynęła pojedyncza łza. Oczy stały się czerwone. Płakałam,
bo się go bałam oraz z powodu bólu jaki mi zadawał. Czułam, że
moje ręce drętwieją, a ze mnie ulatuję cała energia.
- Hej! Co ty jej robisz? -
powiedział pewien blondyn, który uważnie przyglądał się
chłopakowi.
- Po prostu flirtuję z moją
dziewczyną. - wrzasnął. - Nie zabronisz mi tego.
- Masz rację, ale nie mogę
ci pozwolić na to, żebyś krzywdził ją. - pokazał na podłogę,
na którą spadło kilka kropel krwi. - Prawdziwi faceci tak się nie
zachowują. - mówił ze spokojem. - Ty jesteś po prostu świńską
dupą.
Brunet w końcu wypuścił
mnie z ucisku. Zaczęłam rozmasowywać moje nadgarstki oraz
sprawdzałam rany jakie mi zadał. Na szczęście nie były poważne.
Jakby ktoś mnie zapytał to mogłam się wytłumaczyć, że kot mnie
podrapał.
Natomiast mój dręczyciel
chciał zrobić krzywdę temu blondynowi. Na szczęście nauczyciele
zareagowali.
- Noah, co się stało? -
spytał się nauczyciel angielskiego.
- Nie, panie profesorze. -
uśmiechnął się, przy czym zerkał na mnie. - Po prostu gadam z
kumpel. - klepnął blondyna w plecy.
Korzystając z nieuwagi
wszystkich szybko się zmyłam z miejsca zdarzenia. Nie miałam
najmniejszego ochoty znowu stanąć twarzą twarz z Noahem.
Przepraszam, że taki krótki rozdział, ale cały weekend mam zawalony nauką -.-
czwartek, 19 lutego 2015
Rozdział pierwszy
Zbudziłam się bardzo wcześnie. Od
paru dni nie mogę normalnie spać, a sama nie wiem dlaczego.
Prawdopodobnie to zmieniającą się ciągle pogodę. Raz padał
deszcz, na drugi dzień świeciło słońce. Jednak wczesne wstawanie
nie ma żadnego wpływu na moje samopoczucie. Wręcz stwierdzam, że
od kilku dni byłam w dobrym humorze.
Dzisiaj wypada czternasty lutego czyli,
Dzień Zakochanych. To jest jedyny dzień w roku, w którym jak widzę
zakochane parki trzymające się za ręce, całujących się po
kryjomu w szatni, te wszystkie czerwone serduszka, wierszyki,
czekoladki oraz róże...to chce mi się wymiotować. Po prostu tego
nienawidzę. Chociaż czekoladę to bym zjadła. I to dużo. Kupię
sobie później w spożywczym, gdy będę wracała do domu.
Dzisiaj miało być słonecznie. To się
sprawdziło, gdy rozsunęłam żaluzje.
Świat za oknem wyglądał przepięknie.
Chmury w kolorach jasnego różu oraz obfitej pomarańczy leniwie
przesuwały się po niebie. Słońce budziło się do życia. Ptaki
radośnie śpiewały. Całe miasto powoli się budziło.
Weszłam do kuchni. Miałam ochotę na
coś słodkiego. Chwyciłam mój ulubiony świąteczny kubek w
renifery i wlałam do niego zimnego mleka. Wzięłam porządny łyk.
Uwielbiałam ten smak. Po chwili ukroiłam sobie spory kawałek
chleba i posmarowałam grubo nutellą. Nie obchodziło mnie, że
przytyję. Ta kanapka sprawiała, że byłam szczęśliwa, bo jako
jedyna w pełni mnie rozumiała. A ja nie mogłabym jej zawieść nie
zjadając jej.
Gdy kierowałam się do mojego pokoju,
ukradkiem zajrzałam do Vanessy.
Spała tak słodko, że miałam ochotę
zrobić zdjęcie. I to właśnie uczyniłam. Będę miała na nią
haczyk. W sumie już kolejny, bo mam jeszcze kilka asów w rękawie.
Po skonsumowanym śniadaniu, zaczęłam
przeszukiwać szafę. Postanowiłam iść do szkoły w
jasnoniebieskich spodniach z materiału z gumką oraz białą bluzę
z czarnym napisem NYC. Włosy zamierzałam wyprostować i zrobić
sobie delikatny makijaż.
Gdy weszłam do łazienki zastałam tam
potworną bestię, czyli mojego Tygrysa. Tygrys to mój trzyletni
kocurek, którego znalazłam na jednej wycieczce z klasą. Był wtedy
taki malutki, ledwo widział coś na swoje słodziutkie paczadełka.
Razem z przyjaciółką karmiłyśmy go mlekiem ze strzykawki. Gdy
wróciłam z podróży, miałam oddać do schroniska, ale rodzice
stwierdzili, że dzięki opiece nad zwierzątkiem stałam się
bardziej odpowiedzialna, więc mogłam zatrzymać kota. Nazwałam go
Tygrys ze względu na jego instynkt łowiecki oraz pręgi, które
posiadają prawdziwe tygryski.
- Stary, zejdź z mojej kosmetyczki. -
poprosiłam go. Ani nie drgnął tylko popatrzył na mnie swoimi
niebieskimi ślepkami. W końcu wzięłam go na ręce i wygoniłam z
toalety. Zauważyłam, że całą kosmetyczkę miałam w futrze
futrzaka.
Alice była punktualnie pod moim domem
o godzinie siódmej osiemnaście.
Miała na sobie czarną czapkę spod,
której wystawały jasnoblond włosy. Była ubrana w jasnoróżową
kurtkę, jasnobłękitne rurki oraz czarne vansy. Na plecach wisiał
jej plecak typu vintage z biało-czarne paski. Kołysała się na
boki w rytm muzyki, którą słuchała przez słuchawki. Ręce
trzymała w kieszeni po raz kolejny zapomniała rękawiczek.
Mimo, że było słonecznie, panował
lekki chłodek. Doświadczyłam tego, gdy wyszłam z domu w bluzie.
Dostałam ochrzaniające spojrzenie od przyjaciółki, które mówiło,
żebym wróciła po porządną kurtkę. Bez słowa sprzeciwu poszłam
się przebrać.
Nasza droga do szkoły minęła w
cudownej atmosferze. Gadałyśmy ile wlezie o różnych pierdołach.
Aż w końcu dotarłyśmy do więzienia. Szybko stałam się w
ponurym nastroju.
Weszłam do budynku i już na starcie
rzuciły się w oczy czerwone serduszka zwisające z sufitu. Cały
korytarz był oklejony plakatami zbliżającego się balu
Zakochanych. Widziałam jak kilka osób wrzuca walentynki do szafki
swoich ukochanych, kilka par się obściskiwało albo przytulało.
Chciałam, żeby sądziła o mnie tak
Alice. Że nienawidzę Walentynek. Choć w rzeczywistości jest
całkowicie inaczej. Zazdroszczę tym wszystkim zakochanym
nastolatkom. Mają swoją drugą połówkę, która bardzo ich kocha.
Sama chciałabym mieć chłopaka, który mówił mi jak bardzo mu się
podobam i akceptował wszystkie moje wady oraz dziwactwa.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zadzwonił
dzwonek. Dopiero uświadomiła mnie Alice, która wydzierała mi się
na ucho oraz nauczyciel wchodzący do klasy.
Na pierwszej lekcji miałam zajęcia
techniczne. Było bardzo duże zamieszanie, bo każdy pożyczał od
siebie linijki, ekierki itp. Nauczyciel nawet nie zwracał na to
uwagi tylko przez całą lekcję zajmował się pisaniem czegoś w
swoim laptopie. Gdy zostało kilka minut do dzwonka, zamierzał
zebrać prace, ale nikt z klasy nie skończył rysunku do końca. Nic
nam nie zrobił tylko powiedział, żebyśmy oddali to w następny
piątek.
Na tej przerwie Alice zachowywała się
podejrzliwie. Oglądała się na wszystkie strony jakby bała się,
że ktoś odkryję jej największy sekret. Po chwili przeprosiła
mnie, ale musi pilnie skorzystać z toalety. I w ciągu kilku sekund
się ulotniła.
Na drugiej lekcji miałam język
francuski. Zazwyczaj uwielbiałam się uczyć czegoś nowego po
francusku, ale gdy nasz nauczyciel kazał nam napisać romantyczną
historię nie byłam tym za bardzo zachwycona. Poza tym zrobiło mi
się niedobrze, gdy jeden chłopak zaczął obmacywać swoją
dziewczynę po pośladkach, A najgorsze w tym wszystkim, że ta parka
siedziała przede mną.
Moją koleją lekcją było wychowanie
fizyczne. Miałyśmy grać w koszykówkę, co prawdopodobnie było
jedynym plusem dnia dzisiejszego, gdyby nie fakt, że mamy grać
przeciwko dziewczynom z trzeciej klasy, a one są niewiarygodnie
wysokie. Nie popisałam się moim trikami, ponieważ co chwila
wszyscy się nawzajem nogi podkładali. Mnie niestety też to
spotkało.
Na czwartej lekcji miałam matmę przez
co całkowicie zapomniałam o wszystkim, bo pisałam mega ważny
sprawdzian, który decydował o mojej ocenie na półrocze. Na
szczęście wszystkiego się nauczyłam.
W końcu zaczęła się przerwa
obiadowa. Mogłam spokojnie się odprężyć od tego wszystkiego
słuchając sobie muzyki. Zamierzałam się jeszcze pouczyć
historii. Udałam się w tym celu na koniec szkoły, żeby wyciągnąć
podręcznik z szafki.
Otworzyłam swoją szafkę i zobaczyłam
krwistoczerwoną kopertę.
Przetarłam oczy ze zdziwienia. Nie
mogłam uwierzyć, że ktoś podrzucił mi Walentynkę.
Z trudem otwarłam kopertę, a jak
wyciągnęłam kartkę z misiem z napisem ,,I love you” to serce
wyskoczyło mi ciała. Otworzyłam kartkę i zaczęłam czytać taki
cudny wierszyk:
Chociaż
ja się Tobie nie rzucam na szyję, to dla Ciebie przecież serce
moje bije. Miłość moja szczera, a myśli gorące - w dowód
przesyłam całusów tysiące.
A podpisał się tak:
Bez
imienia i nazwiska
Ja Cię
Bardzo mocno ściskam.
Ja Cię
Bardzo mocno ściskam.
Moje serce szybciej zabiło,
poczułam motylki w brzuch, a na twarzy pojawił się głupkowaty
uśmiech. Nigdy w życiu nie doświadczyłam czegoś takiego.
Teraz zostało mi tylko
ustalić, kim jest Mój Cichy Wielbiciel...
Hej :D
Jak wam się podoba? Piszcie swoje opinie w komentarzach :D
Zakładkę z Bohaterami dodam w tym tygodniu
Dziękuje za komentarze pod prologiem ;)
środa, 18 lutego 2015
Prolog :)
Ona zawsze była nieśmiała. Była normalną szarą myszką w liceum Mariano High School. Jest spokojna, opanowana oraz odpowiedzialna. Zawsze odpowiada bardzo cicho. Natomiast, gdy spędza czas z przyjaciółką jest w pełni sobą, czyli dziewczyną, która uwielbia jednorożce, wrestling, komiksy i filmy Marvela oraz tony niezdrowego żarcia. Przy czym trenuję po szkole coś podobnego do koszykówki.
Nazywa się Laura Marano.
On tak samo jak dziewczyna jest nieśmiały. Ale potrafi zawalczyć o swoje. Jest szalony oraz wysportowany. Nawet niektóre dziewczyny za nim się oglądają. Sprawia wrażenie kogoś silnego psychicznie, a w rzeczywistości jest wrażliwym i dobrym chłopakiem. Uwielbia grać w football. Interesuję się muzyką oraz śpiewaniem. Gdy jest sam lub z przyjacielem robi głupie i dość dziwne rzeczy.
Nazywa się Ross Lynch.
A co się stanie, gdy ta dwójka się spotka?
Hej :)
Jestem nowa :D Mam nadzieję, że wam się spodoba mój blog :D
Piszcie w komentarzach jak własną opinię!
Nazywa się Laura Marano.
On tak samo jak dziewczyna jest nieśmiały. Ale potrafi zawalczyć o swoje. Jest szalony oraz wysportowany. Nawet niektóre dziewczyny za nim się oglądają. Sprawia wrażenie kogoś silnego psychicznie, a w rzeczywistości jest wrażliwym i dobrym chłopakiem. Uwielbia grać w football. Interesuję się muzyką oraz śpiewaniem. Gdy jest sam lub z przyjacielem robi głupie i dość dziwne rzeczy.
Nazywa się Ross Lynch.
A co się stanie, gdy ta dwójka się spotka?
Hej :)
Jestem nowa :D Mam nadzieję, że wam się spodoba mój blog :D
Piszcie w komentarzach jak własną opinię!
Subskrybuj:
Posty (Atom)