- Przepraszam Cię, ale ta
Walentynka nie jest dla ciebie. - powiedział z wyraźnym
przerażeniem na twarzy wysoki brunet. Jak on śmiał tak sądzić?!
- Ona była w mojej szafce! -
zdenerwowałam się. - Na pewno została wysłana do mnie.
- Posłuchaj. - złapał się
za głowę. - Ona miała trafić do Julie. Tylko przez przypadek
pomyliłem szafki.
Gdy usłyszałam do kogo ma
trafić ta kartka to prawie rozdarłam swój podręcznik do historii.
Julie Winslet jest
największą diwą w moim liceum. Miała tylu chłopaków, że na
palcach bym ich na pewno nie zliczyła. Wydaje mi się, że ma
nawet alfabetyczny spis treści z chłopakami, którymi była
najwyżej przez dwa tygodnie. Nie wiadomo, dlaczego ta głupia płeć
przeciwna tak na nią leci? Może to przez te jej paskudne blond
włosy albo to, że zawsze chodzi w wyzywających ciuchach. W ogóle
jak można się podrywać taką paskudną jędzę?!
- Wy faceci to tylko na biust
oraz dupę patrzycie. Bo dla Was nie liczy się charakter, a goła
baba! Ty wredna surykatko! - wrzasnęłam na niego. Po czym na pięcie
się odwróciłam i zamierzałam pójść pod salę historyczną. Gdy
chłopak nieoczekiwanie złapał mnie za rękę, po czym sprawił, że
popatrzyłam mu w oczy.
- No, dobra Marano! Wygrałaś!
- krzyknął mi w twarz. - I co teraz? Rozpowiesz wszystkim, że
chciałem wysłać Walentynkę Julie? - wyszeptał mi do ucha.
Zaczęłam się go trochę bać, ponieważ chłopak chwycił mnie
mocno za nadgarstki. Jego paznokcie wbijały się w moją skórę tak
bardzo, że po niedługim czasie poczułam jak spływa mi krew.
Czerwona ciecz powoli leciała z moich ran. Brunet przygwoździł
mnie do szafek przez co uniemożliwił mi zrobienie jakichkolwiek
ruchów. Licealiści nie zwracali na nas szczególnej uwagi, ponieważ
myśleli, że jesteśmy zwyczajną parką, która szykuję się do
pocałunków. Do tego chłopak zakrył moje ramię tak, że nie było
widać cieknącego z niego krwi.
Zaczęłam się trząść ze
strachu. Nikt nigdy nie podniósł na mnie ręki, a ni nie
skrzywdził.
- Co Marano? - wyszeptał mi
do ucha. - Język ci się w gębie zaplątał. - uśmiechnął się
łobuzerko.
- A może tak zamiast Julie,
ty zostaniesz moją Walentynką?
- Nigdy! - wrzasnęłam mu do
ucha.
- Pożałujesz tego. - wbił
bardziej swoje paznokcie w moje nadgarstki. Po moim policzku
popłynęła pojedyncza łza. Oczy stały się czerwone. Płakałam,
bo się go bałam oraz z powodu bólu jaki mi zadawał. Czułam, że
moje ręce drętwieją, a ze mnie ulatuję cała energia.
- Hej! Co ty jej robisz? -
powiedział pewien blondyn, który uważnie przyglądał się
chłopakowi.
- Po prostu flirtuję z moją
dziewczyną. - wrzasnął. - Nie zabronisz mi tego.
- Masz rację, ale nie mogę
ci pozwolić na to, żebyś krzywdził ją. - pokazał na podłogę,
na którą spadło kilka kropel krwi. - Prawdziwi faceci tak się nie
zachowują. - mówił ze spokojem. - Ty jesteś po prostu świńską
dupą.
Brunet w końcu wypuścił
mnie z ucisku. Zaczęłam rozmasowywać moje nadgarstki oraz
sprawdzałam rany jakie mi zadał. Na szczęście nie były poważne.
Jakby ktoś mnie zapytał to mogłam się wytłumaczyć, że kot mnie
podrapał.
Natomiast mój dręczyciel
chciał zrobić krzywdę temu blondynowi. Na szczęście nauczyciele
zareagowali.
- Noah, co się stało? -
spytał się nauczyciel angielskiego.
- Nie, panie profesorze. -
uśmiechnął się, przy czym zerkał na mnie. - Po prostu gadam z
kumpel. - klepnął blondyna w plecy.
Korzystając z nieuwagi
wszystkich szybko się zmyłam z miejsca zdarzenia. Nie miałam
najmniejszego ochoty znowu stanąć twarzą twarz z Noahem.
Przepraszam, że taki krótki rozdział, ale cały weekend mam zawalony nauką -.-