Zbudziłam się bardzo wcześnie. Od
paru dni nie mogę normalnie spać, a sama nie wiem dlaczego.
Prawdopodobnie to zmieniającą się ciągle pogodę. Raz padał
deszcz, na drugi dzień świeciło słońce. Jednak wczesne wstawanie
nie ma żadnego wpływu na moje samopoczucie. Wręcz stwierdzam, że
od kilku dni byłam w dobrym humorze.
Dzisiaj wypada czternasty lutego czyli,
Dzień Zakochanych. To jest jedyny dzień w roku, w którym jak widzę
zakochane parki trzymające się za ręce, całujących się po
kryjomu w szatni, te wszystkie czerwone serduszka, wierszyki,
czekoladki oraz róże...to chce mi się wymiotować. Po prostu tego
nienawidzę. Chociaż czekoladę to bym zjadła. I to dużo. Kupię
sobie później w spożywczym, gdy będę wracała do domu.
Dzisiaj miało być słonecznie. To się
sprawdziło, gdy rozsunęłam żaluzje.
Świat za oknem wyglądał przepięknie.
Chmury w kolorach jasnego różu oraz obfitej pomarańczy leniwie
przesuwały się po niebie. Słońce budziło się do życia. Ptaki
radośnie śpiewały. Całe miasto powoli się budziło.
Weszłam do kuchni. Miałam ochotę na
coś słodkiego. Chwyciłam mój ulubiony świąteczny kubek w
renifery i wlałam do niego zimnego mleka. Wzięłam porządny łyk.
Uwielbiałam ten smak. Po chwili ukroiłam sobie spory kawałek
chleba i posmarowałam grubo nutellą. Nie obchodziło mnie, że
przytyję. Ta kanapka sprawiała, że byłam szczęśliwa, bo jako
jedyna w pełni mnie rozumiała. A ja nie mogłabym jej zawieść nie
zjadając jej.
Gdy kierowałam się do mojego pokoju,
ukradkiem zajrzałam do Vanessy.
Spała tak słodko, że miałam ochotę
zrobić zdjęcie. I to właśnie uczyniłam. Będę miała na nią
haczyk. W sumie już kolejny, bo mam jeszcze kilka asów w rękawie.
Po skonsumowanym śniadaniu, zaczęłam
przeszukiwać szafę. Postanowiłam iść do szkoły w
jasnoniebieskich spodniach z materiału z gumką oraz białą bluzę
z czarnym napisem NYC. Włosy zamierzałam wyprostować i zrobić
sobie delikatny makijaż.
Gdy weszłam do łazienki zastałam tam
potworną bestię, czyli mojego Tygrysa. Tygrys to mój trzyletni
kocurek, którego znalazłam na jednej wycieczce z klasą. Był wtedy
taki malutki, ledwo widział coś na swoje słodziutkie paczadełka.
Razem z przyjaciółką karmiłyśmy go mlekiem ze strzykawki. Gdy
wróciłam z podróży, miałam oddać do schroniska, ale rodzice
stwierdzili, że dzięki opiece nad zwierzątkiem stałam się
bardziej odpowiedzialna, więc mogłam zatrzymać kota. Nazwałam go
Tygrys ze względu na jego instynkt łowiecki oraz pręgi, które
posiadają prawdziwe tygryski.
- Stary, zejdź z mojej kosmetyczki. -
poprosiłam go. Ani nie drgnął tylko popatrzył na mnie swoimi
niebieskimi ślepkami. W końcu wzięłam go na ręce i wygoniłam z
toalety. Zauważyłam, że całą kosmetyczkę miałam w futrze
futrzaka.
Alice była punktualnie pod moim domem
o godzinie siódmej osiemnaście.
Miała na sobie czarną czapkę spod,
której wystawały jasnoblond włosy. Była ubrana w jasnoróżową
kurtkę, jasnobłękitne rurki oraz czarne vansy. Na plecach wisiał
jej plecak typu vintage z biało-czarne paski. Kołysała się na
boki w rytm muzyki, którą słuchała przez słuchawki. Ręce
trzymała w kieszeni po raz kolejny zapomniała rękawiczek.
Mimo, że było słonecznie, panował
lekki chłodek. Doświadczyłam tego, gdy wyszłam z domu w bluzie.
Dostałam ochrzaniające spojrzenie od przyjaciółki, które mówiło,
żebym wróciła po porządną kurtkę. Bez słowa sprzeciwu poszłam
się przebrać.
Nasza droga do szkoły minęła w
cudownej atmosferze. Gadałyśmy ile wlezie o różnych pierdołach.
Aż w końcu dotarłyśmy do więzienia. Szybko stałam się w
ponurym nastroju.
Weszłam do budynku i już na starcie
rzuciły się w oczy czerwone serduszka zwisające z sufitu. Cały
korytarz był oklejony plakatami zbliżającego się balu
Zakochanych. Widziałam jak kilka osób wrzuca walentynki do szafki
swoich ukochanych, kilka par się obściskiwało albo przytulało.
Chciałam, żeby sądziła o mnie tak
Alice. Że nienawidzę Walentynek. Choć w rzeczywistości jest
całkowicie inaczej. Zazdroszczę tym wszystkim zakochanym
nastolatkom. Mają swoją drugą połówkę, która bardzo ich kocha.
Sama chciałabym mieć chłopaka, który mówił mi jak bardzo mu się
podobam i akceptował wszystkie moje wady oraz dziwactwa.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zadzwonił
dzwonek. Dopiero uświadomiła mnie Alice, która wydzierała mi się
na ucho oraz nauczyciel wchodzący do klasy.
Na pierwszej lekcji miałam zajęcia
techniczne. Było bardzo duże zamieszanie, bo każdy pożyczał od
siebie linijki, ekierki itp. Nauczyciel nawet nie zwracał na to
uwagi tylko przez całą lekcję zajmował się pisaniem czegoś w
swoim laptopie. Gdy zostało kilka minut do dzwonka, zamierzał
zebrać prace, ale nikt z klasy nie skończył rysunku do końca. Nic
nam nie zrobił tylko powiedział, żebyśmy oddali to w następny
piątek.
Na tej przerwie Alice zachowywała się
podejrzliwie. Oglądała się na wszystkie strony jakby bała się,
że ktoś odkryję jej największy sekret. Po chwili przeprosiła
mnie, ale musi pilnie skorzystać z toalety. I w ciągu kilku sekund
się ulotniła.
Na drugiej lekcji miałam język
francuski. Zazwyczaj uwielbiałam się uczyć czegoś nowego po
francusku, ale gdy nasz nauczyciel kazał nam napisać romantyczną
historię nie byłam tym za bardzo zachwycona. Poza tym zrobiło mi
się niedobrze, gdy jeden chłopak zaczął obmacywać swoją
dziewczynę po pośladkach, A najgorsze w tym wszystkim, że ta parka
siedziała przede mną.
Moją koleją lekcją było wychowanie
fizyczne. Miałyśmy grać w koszykówkę, co prawdopodobnie było
jedynym plusem dnia dzisiejszego, gdyby nie fakt, że mamy grać
przeciwko dziewczynom z trzeciej klasy, a one są niewiarygodnie
wysokie. Nie popisałam się moim trikami, ponieważ co chwila
wszyscy się nawzajem nogi podkładali. Mnie niestety też to
spotkało.
Na czwartej lekcji miałam matmę przez
co całkowicie zapomniałam o wszystkim, bo pisałam mega ważny
sprawdzian, który decydował o mojej ocenie na półrocze. Na
szczęście wszystkiego się nauczyłam.
W końcu zaczęła się przerwa
obiadowa. Mogłam spokojnie się odprężyć od tego wszystkiego
słuchając sobie muzyki. Zamierzałam się jeszcze pouczyć
historii. Udałam się w tym celu na koniec szkoły, żeby wyciągnąć
podręcznik z szafki.
Otworzyłam swoją szafkę i zobaczyłam
krwistoczerwoną kopertę.
Przetarłam oczy ze zdziwienia. Nie
mogłam uwierzyć, że ktoś podrzucił mi Walentynkę.
Z trudem otwarłam kopertę, a jak
wyciągnęłam kartkę z misiem z napisem ,,I love you” to serce
wyskoczyło mi ciała. Otworzyłam kartkę i zaczęłam czytać taki
cudny wierszyk:
Chociaż
ja się Tobie nie rzucam na szyję, to dla Ciebie przecież serce
moje bije. Miłość moja szczera, a myśli gorące - w dowód
przesyłam całusów tysiące.
A podpisał się tak:
Bez
imienia i nazwiska
Ja Cię
Bardzo mocno ściskam.
Ja Cię
Bardzo mocno ściskam.
Moje serce szybciej zabiło,
poczułam motylki w brzuch, a na twarzy pojawił się głupkowaty
uśmiech. Nigdy w życiu nie doświadczyłam czegoś takiego.
Teraz zostało mi tylko
ustalić, kim jest Mój Cichy Wielbiciel...
Hej :D
Jak wam się podoba? Piszcie swoje opinie w komentarzach :D
Zakładkę z Bohaterami dodam w tym tygodniu
Dziękuje za komentarze pod prologiem ;)
Świetny rozdział ! <3 Ooo słodko Lau dostała walentynkę ! Ciekawe od kogo ?
OdpowiedzUsuńMoże od Rossa ? Nie mam pojęcia, ale już się nie mogę doczekać nexta !
Niezłe :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się dobrze!
Dawaj szybko next!!!
Super. Naprawdę ciekawe. Świetnie piszesz i nie zauważyłam błędów (ja robię ich tysiące).
OdpowiedzUsuńCzekam na next
~ Di
Zaciekawiłaś mnie :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, nie mam zastrzeżeń ^^
Do następnego ;3
Zaciekawił mnie ten rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next'a :D
Mimo ze poczatek to jest super :) czekam na nexta
OdpowiedzUsuńPS. Zapraszam tutaj : www.raura-kinga-story.blogspot.com
Do napisania
KingaR5er
Rozdział super:)
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta;)
Pati♥