czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział pierwszy


Zbudziłam się bardzo wcześnie. Od paru dni nie mogę normalnie spać, a sama nie wiem dlaczego. Prawdopodobnie to zmieniającą się ciągle pogodę. Raz padał deszcz, na drugi dzień świeciło słońce. Jednak wczesne wstawanie nie ma żadnego wpływu na moje samopoczucie. Wręcz stwierdzam, że od kilku dni byłam w dobrym humorze.
Dzisiaj wypada czternasty lutego czyli, Dzień Zakochanych. To jest jedyny dzień w roku, w którym jak widzę zakochane parki trzymające się za ręce, całujących się po kryjomu w szatni, te wszystkie czerwone serduszka, wierszyki, czekoladki oraz róże...to chce mi się wymiotować. Po prostu tego nienawidzę. Chociaż czekoladę to bym zjadła. I to dużo. Kupię sobie później w spożywczym, gdy będę wracała do domu.
Dzisiaj miało być słonecznie. To się sprawdziło, gdy rozsunęłam żaluzje.
Świat za oknem wyglądał przepięknie. Chmury w kolorach jasnego różu oraz obfitej pomarańczy leniwie przesuwały się po niebie. Słońce budziło się do życia. Ptaki radośnie śpiewały. Całe miasto powoli się budziło.
Weszłam do kuchni. Miałam ochotę na coś słodkiego. Chwyciłam mój ulubiony świąteczny kubek w renifery i wlałam do niego zimnego mleka. Wzięłam porządny łyk. Uwielbiałam ten smak. Po chwili ukroiłam sobie spory kawałek chleba i posmarowałam grubo nutellą. Nie obchodziło mnie, że przytyję. Ta kanapka sprawiała, że byłam szczęśliwa, bo jako jedyna w pełni mnie rozumiała. A ja nie mogłabym jej zawieść nie zjadając jej.
Gdy kierowałam się do mojego pokoju, ukradkiem zajrzałam do Vanessy.
Spała tak słodko, że miałam ochotę zrobić zdjęcie. I to właśnie uczyniłam. Będę miała na nią haczyk. W sumie już kolejny, bo mam jeszcze kilka asów w rękawie.
Po skonsumowanym śniadaniu, zaczęłam przeszukiwać szafę. Postanowiłam iść do szkoły w jasnoniebieskich spodniach z materiału z gumką oraz białą bluzę z czarnym napisem NYC. Włosy zamierzałam wyprostować i zrobić sobie delikatny makijaż.
Gdy weszłam do łazienki zastałam tam potworną bestię, czyli mojego Tygrysa. Tygrys to mój trzyletni kocurek, którego znalazłam na jednej wycieczce z klasą. Był wtedy taki malutki, ledwo widział coś na swoje słodziutkie paczadełka. Razem z przyjaciółką karmiłyśmy go mlekiem ze strzykawki. Gdy wróciłam z podróży, miałam oddać do schroniska, ale rodzice stwierdzili, że dzięki opiece nad zwierzątkiem stałam się bardziej odpowiedzialna, więc mogłam zatrzymać kota. Nazwałam go Tygrys ze względu na jego instynkt łowiecki oraz pręgi, które posiadają prawdziwe tygryski.
- Stary, zejdź z mojej kosmetyczki. - poprosiłam go. Ani nie drgnął tylko popatrzył na mnie swoimi niebieskimi ślepkami. W końcu wzięłam go na ręce i wygoniłam z toalety. Zauważyłam, że całą kosmetyczkę miałam w futrze futrzaka.


Alice była punktualnie pod moim domem o godzinie siódmej osiemnaście.
Miała na sobie czarną czapkę spod, której wystawały jasnoblond włosy. Była ubrana w jasnoróżową kurtkę, jasnobłękitne rurki oraz czarne vansy. Na plecach wisiał jej plecak typu vintage z biało-czarne paski. Kołysała się na boki w rytm muzyki, którą słuchała przez słuchawki. Ręce trzymała w kieszeni po raz kolejny zapomniała rękawiczek.
Mimo, że było słonecznie, panował lekki chłodek. Doświadczyłam tego, gdy wyszłam z domu w bluzie. Dostałam ochrzaniające spojrzenie od przyjaciółki, które mówiło, żebym wróciła po porządną kurtkę. Bez słowa sprzeciwu poszłam się przebrać.
Nasza droga do szkoły minęła w cudownej atmosferze. Gadałyśmy ile wlezie o różnych pierdołach. Aż w końcu dotarłyśmy do więzienia. Szybko stałam się w ponurym nastroju.
Weszłam do budynku i już na starcie rzuciły się w oczy czerwone serduszka zwisające z sufitu. Cały korytarz był oklejony plakatami zbliżającego się balu Zakochanych. Widziałam jak kilka osób wrzuca walentynki do szafki swoich ukochanych, kilka par się obściskiwało albo przytulało.
Chciałam, żeby sądziła o mnie tak Alice. Że nienawidzę Walentynek. Choć w rzeczywistości jest całkowicie inaczej. Zazdroszczę tym wszystkim zakochanym nastolatkom. Mają swoją drugą połówkę, która bardzo ich kocha. Sama chciałabym mieć chłopaka, który mówił mi jak bardzo mu się podobam i akceptował wszystkie moje wady oraz dziwactwa.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zadzwonił dzwonek. Dopiero uświadomiła mnie Alice, która wydzierała mi się na ucho oraz nauczyciel wchodzący do klasy.
Na pierwszej lekcji miałam zajęcia techniczne. Było bardzo duże zamieszanie, bo każdy pożyczał od siebie linijki, ekierki itp. Nauczyciel nawet nie zwracał na to uwagi tylko przez całą lekcję zajmował się pisaniem czegoś w swoim laptopie. Gdy zostało kilka minut do dzwonka, zamierzał zebrać prace, ale nikt z klasy nie skończył rysunku do końca. Nic nam nie zrobił tylko powiedział, żebyśmy oddali to w następny piątek.
Na tej przerwie Alice zachowywała się podejrzliwie. Oglądała się na wszystkie strony jakby bała się, że ktoś odkryję jej największy sekret. Po chwili przeprosiła mnie, ale musi pilnie skorzystać z toalety. I w ciągu kilku sekund się ulotniła.
Na drugiej lekcji miałam język francuski. Zazwyczaj uwielbiałam się uczyć czegoś nowego po francusku, ale gdy nasz nauczyciel kazał nam napisać romantyczną historię nie byłam tym za bardzo zachwycona. Poza tym zrobiło mi się niedobrze, gdy jeden chłopak zaczął obmacywać swoją dziewczynę po pośladkach, A najgorsze w tym wszystkim, że ta parka siedziała przede mną.
Moją koleją lekcją było wychowanie fizyczne. Miałyśmy grać w koszykówkę, co prawdopodobnie było jedynym plusem dnia dzisiejszego, gdyby nie fakt, że mamy grać przeciwko dziewczynom z trzeciej klasy, a one są niewiarygodnie wysokie. Nie popisałam się moim trikami, ponieważ co chwila wszyscy się nawzajem nogi podkładali. Mnie niestety też to spotkało.
Na czwartej lekcji miałam matmę przez co całkowicie zapomniałam o wszystkim, bo pisałam mega ważny sprawdzian, który decydował o mojej ocenie na półrocze. Na szczęście wszystkiego się nauczyłam.
W końcu zaczęła się przerwa obiadowa. Mogłam spokojnie się odprężyć od tego wszystkiego słuchając sobie muzyki. Zamierzałam się jeszcze pouczyć historii. Udałam się w tym celu na koniec szkoły, żeby wyciągnąć podręcznik z szafki.
Otworzyłam swoją szafkę i zobaczyłam krwistoczerwoną kopertę.
Przetarłam oczy ze zdziwienia. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś podrzucił mi Walentynkę.
Z trudem otwarłam kopertę, a jak wyciągnęłam kartkę z misiem z napisem ,,I love you” to serce wyskoczyło mi ciała. Otworzyłam kartkę i zaczęłam czytać taki cudny wierszyk:

Chociaż ja się Tobie nie rzucam na szyję, to dla Ciebie przecież serce moje bije. Miłość moja szczera, a myśli gorące - w dowód przesyłam całusów tysiące.


A podpisał się tak:

Bez imienia i nazwiska
Ja Cię
Bardzo mocno ściskam.

Moje serce szybciej zabiło, poczułam motylki w brzuch, a na twarzy pojawił się głupkowaty uśmiech. Nigdy w życiu nie doświadczyłam czegoś takiego.
Teraz zostało mi tylko ustalić, kim jest Mój Cichy Wielbiciel...



Hej :D 
Jak wam się podoba? Piszcie swoje opinie w komentarzach :D
Zakładkę z Bohaterami dodam w tym tygodniu
Dziękuje za komentarze pod prologiem ;)


7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ! <3 Ooo słodko Lau dostała walentynkę ! Ciekawe od kogo ?
    Może od Rossa ? Nie mam pojęcia, ale już się nie mogę doczekać nexta !

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezłe :)
    Zapowiada się dobrze!
    Dawaj szybko next!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super. Naprawdę ciekawe. Świetnie piszesz i nie zauważyłam błędów (ja robię ich tysiące).
    Czekam na next
    ~ Di

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaciekawiłaś mnie :D
    Rozdział świetny, nie mam zastrzeżeń ^^
    Do następnego ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaciekawił mnie ten rozdział :)
    Czekam na next'a :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimo ze poczatek to jest super :) czekam na nexta
    PS. Zapraszam tutaj : www.raura-kinga-story.blogspot.com
    Do napisania
    KingaR5er

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział super:)
    Czekam na nexta;)
    Pati♥

    OdpowiedzUsuń